sobota, 26 marca 2016

Początek przygody

Serdecznie zapraszam wszystkich na prolog opowiadania, które już dawno miało ruszyć a na którego pisanie z powodu natłoki pracy i nauki nie miałam czasu, za co z góry przepraszam. Wszystkim, którzy wiedzą o co chodzi a także tym, którzy nie wiedzą, ale chcą się przekonać z góry dziękuję za cierpliwość. Mam nadzieję, że z komentarzy dowiem się ile osób przeczytało i co o tym sądzicie.

Prolog- Accidentally in love

P.S Mam nadzieję, że moja wersja historii opowiadającej o początkach znajomości Jack'a i Angelici choć części z was przypadnie do gustu ;)

niedziela, 17 stycznia 2016

sobota, 5 grudnia 2015

Decyzja

Jeśli ktoś tu jeszcze zagląda czekając na nowy rozdział musi wiedzieć, że pojawi się on wkrótce ;) \

Zainteresowanych informuję również o ważnym poście informacyjnym na moim innym blogu pt: " Jesteśmy złem, które czyni dobro "

Decyzja

środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział 1. Skarb



Wstawiam ten rozdział dzisiaj, bo doszłam do wniosku, że lepiej już raczej nie będzie no chyba, że od początku napiszę tą historię. Mimo to parę rzeczy opisałam inaczej, niektóre dialogi zmieniłam więc dobrze by było, aby nawet ci, którzy znają tę historię z Onetu odświeżyli ją sobie. 

Wiem, że jest tu niewiele akcji. Ten rozdział ma charakter prologu i obiecuję, że kolejne rozdziały będę lepsze xD. To opowiadanie, mimo że dotyczy relacji Jack'a i Angelici, jest po prostu historią kolejnej z ich wspólnych przygód.

Pamiętajcie, że dla każdego autora opowiadań najbardziej liczą się opinie czytelników. 

CZYTANIE= KOMENTOWANIE (Bez względu na to czy będą to komentarze pozytywne czy też negatywne. Krytyka tylko motywuje do poprawy swojego warsztatu). 

To by było na tyle a więc zapraszam do czytania i komentowania. 

ENJOY ;****



- Powiedz mi Jack- zagadnął Joshamee Gibbs swojego najlepszego przyjaciela, przechadzając się uliczkami Port Royal- coś zrobił ze swoim zwierciadłem?

Jack Sparrow spojrzał na jakieś piętnaście lat starszego od siebie mężczyznę jak na idiotę. Nie rozumiał po co codziennie zadaje mu to samo pytanie jakby licząc, że w końcu uzyska na nie odpowiedź. Gdyby nie on Jack już dawno przestałby myśleć o tym życiowym epizodziku, a tak musiał w kółko wysłuchiwać, jak towarzysz nazywa go „Sparrow'ym Zwierciadłem”, co ani trochę mu się nie podobało.

- Jeśli masz na myśli Angelicę to zapewne wykorzystuje swoje powabne kształty w jakiejś potyczce mój przyjacielu- odparł lekko, drapiąc się po brodzie zaplecionej w cieniutkie warkoczyki i niemal automatycznie dotknął długich, poskręcanych w dredy włosów. Gibbs zmierzył pirata przeciągłym spojrzeniem, na poły pełen podziwu a na poły rozbawiony jego niecodziennym wizerunkiem.

Magnetyczne czekoladowe oczy podkreślały grube, czarne kreski, wydatne kości policzkowe odznaczały się na tle napiętej, śniadej skóry a jego silna, acz smukła postać odziana była w białą, bufiastą koszulę; czarne spodnie; długi, brązowy płaszcz, czerwoną piracką chustę i trójkątny, skórzany kapelusz,z którym nigdy się nie rozstawał. Do paska przytroczona była pochwa z szablą a za pazuchą tuż przy sercu spoczywał pistolet czekając na sposobność, by go wykorzystać. Całość robiła wrażenie i Joshamee rozumiał doskonale, dlaczego Jack ma takie powodzenie u dam- był intrygujący i czarujący, gdy tylko tego zapragnął. Sam Gibbs nieraz zapominał jaki potrafi być niebezpieczny, a wszystko przez tę jego niesamowitą przebiegłość, porównywalną do szaleństwa albo geniuszu. W każdym razie Jeshamee już dawno pogodził się z tym, że ze swoją krępą budową ciała, tłustymi siwymi włosami i niedbałym ubiorem oraz prostotą, której nijak nie można było zwalczyć nie może się równać z Jack'iem Sparrowem. Stanowił on ewenement na skalę światową.
- Co my tu właściwie robimy Jack?-zapytał podenerwowany Gibbs- Mało ci było kłopotów? Chcesz znieważyć kolejnego króla, albo ponownie trafić na szubienicę?
-  Przypominam ci mój przyjacielu, że ostatnim razem to ciebie ratowałem przed stryczkiem.-odparł Sparrow, skręcając w jakąś boczną uliczkę, której Joshamee nigdy przedtem nie widział.
- A owszem, bo mnie przypadkiem wzięli za ciebie.-burknął tamten w odpowiedzi.
- W takim razie nie wiem, na co narzekasz. Gdyby to mnie wzięli za Jack'a Sparrowa byłbym z tego dumny.

Gibbs już chciał coś na to odpowiedzieć, ale wtedy Jack zatrzymał się przed dębowymi drzwiami z kołatką w kształcie smoka. Uliczka była wąska i tak pusta, że Gibbs odniósł wrażenie, jakby wszyscy ludzie nagle wymarli. Na ziemi walały się potłuczone butelki po rumie i innych trunkach a i zapach nie zachwycał, choć to akurat najmniej zaniepokoiło Gibbsa- sam przecież nie był przykładem dbającego o higienę obywatela. Przeraził go sam klimat tego miejsca, choć nie umiał wytłumaczyć dlaczego. Nie należał przecież do strachliwych.

- Co ty wyprawiasz Jack- szepnął- robisz to wszystko, żeby odzyskać Czarną Perłę?
Pirat tylko uśmiechnął się figlarnie w odpowiedzi i załomotał w drzwi. Niemal natychmiast uchyliły się a w progu stanęła średniego wieku kobieta z imponującym biustem i krzywymi, końskimi zębami.
- Witam panów- powiedziała skrzekliwym, nieprzyjemnym głosikiem- w czym mogę służyć?
Zamiast odpowiedzieć Jack wyciągnął przed siebie sakiewkę i potrząsnął nią energicznie, prezentując złoto, które się w niej znajdowało. Joshamee głośno przełknął ślinę, gdy twarz kobiety pojaśniała i zaprosiła ich do środka.

W tym dziwnym domu znajdowało się kilka izb, wszystkie zamknięte na klucz a w pokoju, który chyba służył za salon do przyjmowania gości stał długi drewniany stół, na którym rzędem stały świece dające przytłumione, bardzo zmysłowe światło- świetny widok na wszystkie piękne kobiety, afiszujące się swoimi powabnymi kształtami. Twarz Gibbsa mimowolnie rozciągnęła się w szerokim uśmiechu.

- Za dnia ratujemy Czarną Perłę - rzekł Jack, lustrując twarze wszystkim dam uważnym, wprawnym już wzrokiem- jednak nocą musimy zregenerować siły, nieprawdaż?
Gibbs zdołał jedynie pokiwać głową, gdy głos zabrała „gospodyni”, która przyjęła już od nich zapłatę.
- Wybierzcie, którą chcecie. Dwa ostatnie pokoje po lewej są wolne.
Jack bardzo dobrze znał całą procedurę i wcale nie musiał się namyślać, by wiedzieć, którą z kobiet wybrać. Podszedł do delikatnej blondynki, która stała samotnie w kącie, szarmancko ucałował jej dłoń i nie oglądając się na przyjaciela podążył we wskazane miejsce. Nie tracąc ani chwili Gibbs poszedł w ślady Sparrowa.

****

Jack od zawsze miał słabość do pięknych kobiet, jednak nigdy nie myślał o tym, by związać się z którąś na poważnie. No, prawie nigdy.
-Cholera- zaklął pod nosem  Po raz kolejny przed jego oczami stanęła Angelica, jej słodki uśmiech i niewinne spojrzenie, tak bardzo przeczące jej temperamentnemu charakterowi. Odkąd spotkał ją w Londynie myślał o niej nieustannie, nawet wtedy gdy wybitnie nie miał na to ochoty.
Była inna niż wszystkie kobiety, jakie do tej pory spotkał- silna, niezależna, wygadana, odważna, waleczna, sprytna i śmiertelnie niebezpieczna. Pomimo "Anioła" w jej imieniu miała w sobie coś z diabła i to właśnie dlatego zastawił ją na tamtej wyspie. Wiedział do czego jest zdolna i już nie raz doświadczył efektów ich wspólnej gry. Nie mógł sobie pozwolić na ponowne zatracenie się w świecie fascynacji, namiętności i "poruszeń"*, które mogły mu po raz kolejny pokrzyżować plany. Już wystarczyło to, że dla niej zrezygnował z Fontanny Młodości.Przez tą bezlitosną, podstępną i mściwą żmiję stracił kolejną okazję na nieśmiertelność i nawet nie chciał myśleć o powodzie, dla którego tak się stało. To właśnie dlatego kierował swe kroki w miejsca takie jak to- gdzie damy szukały jedynie rozrywki na której mogły się sowicie wzbogacić, zamiast uganiać się za mężem.

Kobieta, którą pirat miał przed sobą była jeszcze bardzo młoda i bez wątpienia nie należała do wstydliwych. Przekonała go o tym zaraz po zamknięciu drzwi od sypialni, gdy to jednym szybkim ruchem rozwiązała swój gorsem, pozwalając by zwiewna suknia, którą na sobie miała zmysłowo opadła na perski dywan. Potem, chichocząc kokieteryjnie wycofała się w stronę łóżka, by po chwili ułożyć się na nim w niedwuznacznej pozie. Jack uśmiechnął się uwodzicielsko i wolnym krokiem podszedł do niej. Była piękna, atrakcyjna i z pewnością nie nazywała się Angelika o ile miała jakiekolwiek imię- kobiety takie jak ona lubią przecież często zmieniać tożsamość i Jack był pewien, że nawet gdyby poprosił ją o podanie imienia skłamałaby bez mrugnięcia okiem. Po co więc zawracać sobie tym głowę? Dość, że tej nocy była cała jego i tylko jego. Patrząc teraz na jej powabne, bujne kształty odniósł wrażenie, że jest największym szczęściarzem na ziemi i nie miało znaczenia, że ta myśl pojawiła się jedynie pod wpływem podniecenia. Podniósł podbródek dziewczyny do góry zmuszając by spojrzała mu prosto w oczy i nakazał jej gestem, by poczekała na to, co zaraz nastąpi. Powoli, powolutku zbliżył się do niej pamiętając o utrzymaniu kontaktu wzrokowego, po czym delikatnie musnął wargami jej usta. Dziewczyna zadrżała i z niespotykaną w jej zawodzie nieśmiałością oddała pocałunek, który już po chwili stał się głębszy i bardziej namiętny. Dziewczyna przyciągnęła Jack'a bliżej do siebie i gdy już mieli przejść do konkretów nieoczekiwanie dla ich obojga pirat ugryzł jej dolną wargę i to na tyle silnie, że popłynął z niej wartki strumień krwi. Dziewczyna odskoczyła od niego jak oparzona, ze łzami w oczach.

- Co to miało być?!- krzyknęła płaczliwie.

„Sam chciałbym wiedzieć”- pomyślał Jack, ale naraz ukrył zmieszanie pod płaszczykiem humoru.

- Test skarbie i właśnie go nie zdałaś- odparł z charakterystycznym dla siebie, cwanym uśmieszkiem.
- Test?-szepnęła niepewnie.
- Naturalnie- potaknął Jack, zdziwiony łatwością z jaką sprzedał tej wystraszonej dziewczynie wymyśloną na poczekaniu bajeczkę- chciałem sprawdzić, czy jesteś uważna i ile zniesiesz dla pieniędzy, ale widzę, że nie chcesz zasłużyć na napiwek.
- Napiwek?- powtórzyła ta jak echo.
- A i owszem. Ale nie martw się- to, że potrafisz się sprzeciwić jest znakiem, że...
- A jeśli nie potrafię?- przerwała mu z fanatycznym błyskiem w oku, jednym szybkim ruchem zmuszając mężczyznę, by ułożył się na poduszkach- jeśli zrobię wszystko, czego zapragniesz? Jeśli okażę się ci posłuszna? Jeśli będę grzeczna?- tu usiadła na nim okrakiem, z napięciem lustrując wyraz jego twarzy- czy wtedy zasłużę na napiwek?

Jack przez chwilę udał, że się zastanawia.

- Wtedy zasłużysz na  kapitana Jack'a Sparrowa- zawyrokował i nie czekając ani chwili wpił się w jej usta. A właściwie spróbował, bo mimo że dostęp do jej warg miał nieograniczony, to jego własne wylądowały na jej obojczyku. Dziewczyna najwyraźniej uznała to za przejaw namiętności, bo odchyliła głowę do tyłu, jednak Jack nie zamierzał zrezygnować z raz wyznaczonego celu i zaniechując pieszczot dziewczyny znów spróbował ją pocałować, jednak tym razem jego usta objęły jedynie jej nos. Spróbował raz jeszcze i jeszcze i jeszcze, jednak z podobnym efektem- trafiał w policzek, brew, ucho, nos, włosy, oko- wszędzie tylko nie w usta.
- Może byśmy tak spróbowali już czegoś innego?- zasugerowała dziewczyna, po kolejnej nieudanej Jack'owej próbie, ale ten tylko zbył ją machnięciem ręki.
- Powiedz mi jak, jeśli nie potrafię cię nawet pocałować?- spytał retorycznie powracając do swych „badań”. Ostatecznie dopiął swego, jednak satysfakcja nie trwała długo, bo sekundę potem odsunął się od niej ze wstrętem.
-  Smakujesz, jak kupa glonów- jęknął, usiłując pozbyć się tego posmaku z języka. Dziewczyna zerwała się z łóżka z miną, wyrażającą rządzę mordu.
- Mam tego dość- zawołała- zrobiłam wszystko, czego chciałeś i jesteś mi za to winien pieniądze. A jeśli coś ci się z moim smakiem nie podoba, to zawsze możesz stąd wyjść. I tak wątpię w to, żebyś był prawdziwym Jack'iem Sparrowem- on już dawno byłby w trakcie czegoś, do czego najwyraźniej ty nie jesteś zdolny.
- Interesujące- mruknął Jack z miną „małego naukowca”- powinienem poczuć się dotknięty, ale zamiast tego twoje słowa pobudzają dolne partie mojego ciała. Gdyby nie to, że nienawidzę zielska...-dodał z niejakim smutkiem.

****

Gibbs zdążył właśnie się pozbyć koszuli i zabierał się za dolną część garderoby, gdy Jack bezceremonialnie z charakterystycznym dla siebie okrzykiem paniki wbiegł do zajmowanej przez niego sypialni i ignorując kompletnie nagą kobietę, leżącą na łóżku chwycił przyjaciela za ramię i nie zważając na jego protesty pociągnął go czym prędzej w stronę wyjścia. Protesty te jednak ucichły niemal natychmiast, gdy Gibbs ujrzał, przed czym Jack tak uciekał a mianowicie rozeźloną nie na żarty blondynkę, którą miał się w tym czasie „zajmować' w pokoju obok. Dziewczyna, z wojowniczym okrzykiem na ustach strzelała rewolwerem trzymanym w dłoni na oślep i bez wprawy, ale z zamiarem zranienia Jack'a. Przerażony Gibbs wyprzedził przyjaciela, a ten nie mogąc się oprzeć zawrócił jeszcze, by przez moment spojrzeć na kobietę, z którą towarzysz zapewne teraz rozkoszowałby się urokami życia. Kobieta, nieskrępowana swoją nagością pomachała do niego wesoło, ale na więcej Jack nie miał już czasu, bo w tym momencie Gibbs podbiegł do niego i pociągnął w bok- w samą porę, bo jeszcze chwila a kula, wystrzelona przez niedoszłą kochankę wypaliłaby mu ranę w ramieniu. Dziewczyna goniła ich aż do portu i strzelała w ich kierunku jeszcze długo po tym, jak odbili od brzegu. Na morzu Jack był jednak bezpieczny i poza jej zasięgiem, ściągnął więc swój trójkątny kapelusz i zasalutował dziewczynie wesoło.

-         Zapamiętaj dzień w którym zostałaś porzucona przez  Kapitana Jack’a Sparrowa- zawołał w jej kierunku z zawadiackim uśmiechem, wywołując w niej kolejny napad furii.


****

Nie oddalili się zbytnio od miejsca niedoszłej „zbrodni”. Magiczna busola Jack'a doprowadziła ich na Tortugę, która leżała przecież stosunkowo blisko Port Royal. Jack przez całą podróż był milczący i jakiś nieswój, ale za nic w świecie nie chciał zdradzić powodu swojego dziwnego zachowania a zachowywał się, mówiąc delikatnie, jeszcze dziwniej niż zwykle. Raz na przykład wykrzykiwał jakieś niestworzone rzeczy, by za moment zakryć usta dłonią, z przerażeniem. Innym razem biegał po całym pokładzie, usiłując wyskoczyć za burtę a potem dyszał ciężko z przemęczenia. Zachowywał się jak pijany, wmawiając Gibbsowi, że to taki nowy sposób, by się skupić, ale ten czuł, że coś jest nie tak. Nawet na wyspie ekscentryczny pirat nie potrafił zachować się przyzwoicie i rozkoszować się lekkością życia, jakie jest tu prowadzone, co już w ogóle nie było do niego podobne. Gdy podeszła do niego jakaś kobieta i bez słowa go spoliczkowała ten podziękował jej za masaż cery i nastawił drugi policzek prosząc, by znów go uderzyła, co też z rozkoszą uczyniła.

W tych rzadkich chwilach, gdy zdawał się być niemal przy zdrowych zmysłach kierował Gibbsa w jakieś nieznane mu miejsce twierdząc, że niezwłocznie musi się tam znaleźć a ten nie bardzo wiedział, jak mu się sprzeciwić. Obawiał się bowiem, co może tam zastać. Ostatecznie towarzysze zatrzymali się przed niewielką chatką, otoczoną mnóstwem lampionów i dziwnych, nieznanych kwiatów. Jack ze zniecierpliwieniem załomotał w drzwi. Chwilę trwało, nim te uchyliły się, a to co dwaj przyjaciele ujrzeli w progu przeraziłoby kogoś, kto nigdy nie obcował ze stworami, znanymi Gibbs'owi i Sparrow'owi.

Kogo nie odrzuciłby bowiem widok czarnego mężczyzny, mającego prawie dwa i pół metra wzrostu, z mnóstwem azteckich tatuaży na całym ciele, przepasanym jedynie czymś, co przypominało skórę tygrysa? Jego pozbawione białek, czarne jak noc oczy zlustrowały przybyszów od stop do głów a twarz nie wyrażała żadnych emocji niczym czysta, niezapisana kartka. Stojąc w bezruchu obserwował Jack'a, który głośno przełknął ślinę i dyskretnie schował się za Gibbsem.

- Czego chcecie bezbożnicy?- zagrzmiał, powodując, że obaj mężczyźni jeszcze skurczyli się w sobie. Po dłuższej zwłoce i przepychankach z panem Gibbsem Jack wreszcie stanął z nieznajomym twarzą w twarz.
 - To właśnie próbuje ustalić- rzekł tajemniczo i wyciągnął magiczny kompas. Igła zakręciła się kilkakrotnie po czym wskazała „murzyna”.- tego się obawiałem- mruknął Sparrow do siebie, po czym znów przeniósł wzrok na dziwnego mężczyznę przed sobą przygryzając dolną wargę, jakby się nad czymś zastanawiał- z pewnością nie jesteś butelką rumu ani magikiem.... w Jaki sposób miałbyś mi pomóc...
- Jack, błagam cię zamilcz...- zaczął Gibbs, ale przerwało mu ryknięcie czarnoskórego.
- Nachodzisz mnie we własnym domu i oczekujesz, ze zechcę ci pomóc pokrętny piracie?
- W zasadzie....- nikt nie dowiedział się, co tak naprawdę chciał powiedzieć Sparrow i w sumie dobrze, bo nie wiadomo co z tych jego słów mogłoby wyniknąć. Na szczęście jednak w tym momencie dostał takiego ataku bólu głowy, że opadł na kolana z wyraźnym wysiłkiem powstrzymując krzyk. Czując, jakby czaszka mu płonęła ledwie zarejestrował to, jak Gibbs z przerażeniem próbuje pomóc mu stanąć na nogi a nieznajomy klęka przed nim, wykonując jakieś dziwne, niezidentyfikowane ruchy. Ból wzmagał się z każdą sekundą, paraliżując mięśnie i oddech, by w końcu dotrzeć do swego punktu kulminacyjnego i pozbawić go przytomności. Wreszcie przestał czuć cokolwiek.

****

- Nic z tego nie rozumiem...
- Kiedy to się zaczęło?..
- Nie wiem dokładnie, on zawsze zachowywał się... osobliwie
- Ale wtedy w domu publicznym...
- Zdenerwował kobietę, ale to żadna nowość- on ma do tego talent...
- Ma też zapewne talent do wpadania w kłopoty...
- Owszem...
- To wyjaśnia, czemu znalazł się dziś pod moimi drzwiami...

Jack zamrugał kilkakrotnie, po czym ostrożnie otworzył oczy. Nie mógł już dłużej udawać, że nie słyszy przyciszonej rozmowy dwóch mężczyzn, którzy starali się robić wszystko, by go nie zbudzić. Zmarszczył brwi, zaskoczony wygodą materaca, na jakim jakimś cudem się znalazł. Usiadł szybko, trochę zbyt szybko bo zakręciło mu się w głowie i rozejrzał dookoła.
Znajdował się w malej, upiornej izdebce, pełnej mnóstwa, zdaniem Jack'a, niepotrzebnych rzeczy jak stare figurki, podarte ubrania, skóry zwierząt. Przy stole, jedynym meblu poza łóżkiem siedział Gibbs i owy czarnoskóry mężczyzna, który musiał się pochylać i garbić, by nie uderzyć głową w niski sufit.
- Kapitanie- zawołał uradowany Gibbs- jak się czujesz?
- Zadziwiająco dobrze panie Gibbs- odparł pirat i niezdarnie dźwignął się na nogi. Zrobił kilka chwiejnych kroków na próbę, a gdy stwierdził, że wszystko wróciło do normy uśmiechnął się pod nosem, po czym przeniósł spojrzenie na czarnoskórego, który najwyraźniej był gospodarzem chałupki, w której się obecnie znajdowali- ktoś ty?
- Przybywasz do mnie z niezapowiedzianą wizytą a nie wiesz, kim jestem?
- Zabawne, co? Ale niestety nie.- Jack rozejrzał się dookoła i zaczął przechadzać się ostrożnie po pomieszczeniu, wedle swego zwyczaju zwracając szczególną uwagę na rzeczy cenne. - przywiódł mnie tutaj mój kompas.
- Kompas wskazujący to, czego pragniesz najbardziej?- upewnił się mężczyzna- ten sam, który pokazał ci, że tylko ja jestem w stanie zawalczyć z czarną magią, która tobą zawładnęła?
Jack zmarszczył brwi i po raz pierwszy spojrzał na mężczyznę z żywym zainteresowaniem.
- Wiesz, co mi dolega?
- Wiem, kto ci dolega.
- Co?
Czarnoskóry pokręcił głową z politowaniem i sięgnął do sterty rzeczy, porozrzucanych na podłodze, by po chwili wyjąć z niej podarty świstek papieru. Rozłożył go na stole i okazało się, że to mapa nocnego nieba, niezwykle dokładna. Jack przysiadł na krześle obok, jak zahipnotyzowany obserwując poczynania mężczyzny.
- To, co się z tobą dzieje to wynik czyichś celowych działań- wyjaśnił, przymykając powieki- a twój przypadek jest niezwykle ciekawy, więc pomogę ci z dobroci mego serca.
- Co to oznacza?
- To znaczy, że wokół ciebie panuje teraz prawdziwa zawierucha. Ktoś usilnie pragnie twojego cierpienia, ale nie czyni nic, co mogłoby doprowadzić do twojej śmierci. Tym sposobem może wielokrotnie doprowadzić cię do kresu sił, ale nigdy na tyle, by pozwolić ci zaznać spokoju. Domyślasz się, kto to może być?
- Zapewne ktoś okrutny i nienawidzący mnie z całego serce- zasugerował Sparrow a Gibbs przewrócił tylko oczami.
- Podaj dłoń- zażądał czarnoskóry a Jack z lekkim wahaniem spełnił jego prośbę. Mężczyzna chwycił ją mocno, po czym przeciął w poprzek czymś długim, białym, ostrym. Dopiero po sekundzie Sparrow zorientował się, ze to kość jakiegoś zwierzęcia. W miejscach, które dotknęły rany kość była zabarwiona na brunatno. Czarnoskóry zamknął ją w dłoni i ścisnął z całej siły, póki krew nie poczęła ściekać wartkim strumieniem po jego przegubach.
- Jam Szakal, Czarownik z Północy, z mocy Calipso wzywam cię - mamrotał- wichrze z południa, falo ze wschodu i zachodnia magio objaw mi prawdę, usłuchaj mnie. Gwiazdy, zalśnijcie, ześlijcie swój blask, by historia   krwią spisana ukazała nam się- w tym momencie rzucił kość na gwiezdną mapę, która niespodziewanie zalśniła a uwiecznione na niej nocne niebo ożyło. Krew Jack'a w jakiś nienaturalny sposób zgęstniała i zaczęła rozlewać się po całym płótnie, formułując kształty, które po jakimś czasie okazały się być podobizną człowieka, choć niezbyt dokładną. Jack zmarszczył brwi.
- To tyle?- spytał zdziwiony- nie za bardzo to pomocne. Wśród moich wrogów z pewnością nie ma człowieka bezpłciowego.
- Coś blokuje mój czar- warknął Szakal- nic z tego nie rozumiem. To nie jest przecież możliwe.
- Dobra motywacja może zdziałać cuda- odparł Jack sarkastycznie.

Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale w tym momencie poczuł rozdzierający ból tuż przy samym sercu. Zatoczył się do tyłu i wpadł na stertę „śmieci” Szakala, z trudem łapiąc oddech. Miał wrażenie jakby ktoś przypiekał go żywym ogniem i jedyne o czym był w stanie myśleć to to, by ten koszmar się już skończył. Sapiąc i prychając oparł się o jedyną w miarę stabilną acz połamaną szafeczkę i czekał na śmierć. Zamiast tego kilka minut później ból zelżał, by po chwili całkowicie zniknąć. Dopiero wówczas zobaczył to, co miał teraz na wysokości oczu i aż go zamurowało.
Na szafeczce, o którą się opierał stał kuferek z biżuterią, jednak nie to sprawiło, że oniemiał. Jeden przedmiot, pierścień wywołał w nim tyle sprzecznych emocji, że aż sam był zdziwiony tym, że jeden człowiek może naraz tyle uczuć udźwignąć. Pierścień był duży, złoty, zdobiony z pięknym ametystowym oczkiem- klejnotem wartym miliony. Mimo, iż minęło tyle lat Jack nie mógł go pomylić z niczym innym.
- Skąd go masz?- zapytał czarownika, wpatrując się w ozdobę jak zahipnotyzowany.
- Przyniosła go raz jedna kobieta, w zamian za pewne informacje.
- Mówisz o diablicy z urodą anioła i niespotykanym darem przekonywania?
- Jack, co się dzieje?- zapytał Gibbs, ale Sparrow w ogóle go nie słuchał, analizując ostatnie wydarzenia pod zupełnie innym kątem. Tak, to miało swój przerażający sens.
- Angelica- wyszeptał, z czułością gładząc klejnot, zdobiący pierścień- witaj z powrotem kochanie.




* z ang. Stirrings- poruszenia. Jack użył tego określenia w czwartej części, gdy próbował opisać Gibbsowi swoje uczucia do Angelici.